Anna Szewczyk to członkini Polskiego Stowarzyszenia Fundraisingu, doświadczony menadżer, trener i konsultant, a także socjoterapeutka.
Jak długo zajmujesz się fundraisingiem?
To zabawne, bo ostatnio rozmawiałam z jednym z trenerów Polskiego Stowarzyszenia Fundraisingu i pytał jak długo pracuję w fundraisingu, bo myślał, że co najmniej piętnaście lat (śmiech). A prawda jest taka, że w fundraisingu pracuję od roku. Organizacja, która mnie zatrudnia na stanowisku fundraisera to Fundacja Pomocy Dzieciom POCIECHA.
To zapytam inaczej. Jak to się stało, że trafiłaś do fundraisingu?
Przez wiele lat pracowałam w sektorze publicznym i prywatnym, ale dotarło do mnie, że te zajęcia jakie tam wykonuję nie przynoszą mi satysfakcji. Z menadżera, który zarządzał niekiedy bardzo dużymi, kilkusetosobowymi zespołami, postanowiłam się przekwalifikować na specjalistę ds. fundraisingu. Wcześniej często zdarzało się, że nie miałam poczucia sensu w tym co robię, dlatego podczas poszukiwania nowej pracy poczucie sensowności było kryterium, jakie stawiałam na pierwszym miejscu. Motywem przewodnim mojego życia jest to, aby pomnażać dobro. Teraz mogę to robić. Kiedy zatrudniałam się jako fundraiser jeszcze nie przypuszczałam, że będę to mogła robić w takim wymiarze, w jakim to robię teraz. Startując na stanowisko fundraisera nie do końca wiedziałam, jak pojemny jest to termin i ile różnych aktywności się w nim zawiera. Raczej kojarzyłam to zajęcie z bardzo formalnym opisem stanowiska, na przykład „specjalista do spraw pozyskiwania środków pomocowych”. Jak się okazało, tej tematyki jest dużo, dużo więcej niż tej, jaka mieści się za technicznym opisem.
W fundraisingu jesteś od niedawna, ale na rynku jesteś od dłuższego czasu i to na różnych stanowiskach, w różnych rolach. Opowiedz proszę jak doświadczenia twoje z pierwszego i drugiego sektora, czyli z działalności w sektorze państwowym i prywatnym przełożyły się na to, co przydaje Ci się w trzecim sektorze.
To jest bardzo ciekawe pytanie ponieważ z każdego z tych sektorów można coś dobrego wnieść do swojego życia zawodowego. Jeśli chodzi o pracę w sektorze publicznym to jest tam jest bardzo duży porządek w dokumentach, w księgowości. Tamta praca nauczyła mnie niesamowitej dokładności, skrupulatności, terminowości, wysyłania płatności na czas i po prostu przejrzystości w sprawach księgowych. To mi się teraz bardzo przydaje w Fundacji. Terminowość i porządek budują markę. Inna przydatna wiedza związana z tamtymi doświadczeniami zawodowymi to poznanie pewnych konwencji, dyplomatycznego zachowania i argumentowania, które pomaga zaprezentować swoje stanowisko. Pracowałam w Urzędzie Wojewódzkim jako jeden z dyrektorów, musiałam umieć się poruszać w otoczeniu czy to innych dyrektorów, czy to wojewody czy dyrektora generalnego.
A jak to wyglądało w sektorze prywatnym?
W sektorze prywatnym nie ma takiego sformułowania jak „nie da się”. Trzeba po prostu znaleźć rozwiązanie, bo ono na pewno gdzieś jest. Nauczyłam się tam nie poddawania się, operatywności. To też bardzo dużo mi daje w trzecim sektorze. Ten ostatni zresztą kojarzy mi się z misją, robieniem czegoś sensownego co pozostanie po nas, robieniem czegoś długowiecznego.
To jak w tym wszystkim widzisz sieciowanie? Masz sporo doświadczeń – i bardzo różnych – z innych branż, niż trzeci sektor.
Opowiem o tym, jak ja sieciowanie realizuję u siebie w pracy. Chcę trochę odczarować termin, pokazać, że sieciowanie w fundraisingu to nie jest jakieś czary-mary tylko normalne narzędzie, którego zresztą często używamy zupełnie bezwiednie.
Pierwsza możliwość to oczywiście telefon do darczyńcy. Widzę w naszym wewnętrznym CRMie regularnego darczyńcę, dzwonię do niej lub do niego i dziękuję za pomoc. I tak też było w tym przykładzie. Odebrała pani Karolina, która co miesiąc wpłaca nam po 300 zł. Podziękowałam jej, a ona mi powiedziała, że jeśli jeszcze może jakoś pomóc to żeby dać jej znać. Okazało się, że rozmawiam z menadżerem w sieci aptek, a taki kontakt w mojej działalności może się bardzo przydać. Obiecałam, że wrócę do tego kontaktu i nie musiałam długo czekać na okoliczność, aby to zrobić. W międzyczasie z zupełnie innego źródła dowiedziałam się o tym, że oddziały psychiatrii dziecięcej potrzebują wsparcia. Od ordynatorów oddziałów dowiedziałam się czego dokładnie potrzebują. Zadzwoniłam do pani Karoliny, ona przekazała mi kontakt do działu CSR tej sieci aptek. Finalnie dostaliśmy siedem kartonów środków medycznych i 3 500 maseczek, które Fundacja POCIECHA rozdzieliła między oddziały i dom dziecka, a cała sytuacja działa się w czasie pandemii. Gdzie tu sieciowanie? Kiedy dzwonimy do darczyńcy to prawie nigdy nie wiemy, jaka jest jego historia. Warto jednak słuchać uważnie i rozmawiać, bo dzięki temu zdobywamy wiedzę, jaką potem możemy połączyć z czymś innym, zsieciować kontakty.
Inny obszar, trochę związany z pierwszym, przynajmniej z tą akurat historią, którą przytoczyłam, to sieciowanie związane z działami CSR. Przy okazji poszukiwań dla oddziałów psychiatrii, zrobiłam sobie listę potencjalnych firm, do których mogłam się zgłosić. Na tej liście był między innymi Rossmann. Napisałam do nich na mail ogólnie dostępny w Internecie. Przez miesiąc nie było żadnego kontaktu, ale po miesiącu otrzymaliśmy małą paczkę z informacją, że mają dużo akcji pomocowych i teraz tylko tak mogą pomóc. Niezależnie od tego co dostajemy nasza zasada jest prosta – zawsze dziękujemy. Przygotowałyśmy dyplom i wysłałam to do nich, to był nasz dowód wdzięczności. Może to ze względu na to podziękowanie, a może z uwagi na inne okoliczności, ale Rossmann odezwał się do mnie ponownie w okresie świątecznym. Okazało się, że mają mnóstwo misiów do sprezentowania. A do Fundacji POCIECHA zgłosiła się w tym samym czasie świetlica, która nie miała prezentów świątecznych dla swoich podopiecznych. I jeszcze w tym samym czasie na profilu FB Fundacji napisała pani, że jest gotowa pomóc. Podczas rozmowy okazało się, że zarządza dystrybucją i dzięki jej kontaktom udało się zapakować misie i wysłać z Łodzi do Wrocławia. Cała ta akcja trwała dwa dni. Dzięki temu, że udało mi się zsieciować kilka nieznających się osób 50 dzieci dostało misie na święta.
Super okazją do sieciowania są nasi znajomi. Tak było z Fajniakami jakie miała do oddania Biedronka. Dowiedziałam się o tym od znajomego. Szybko zorientowałam się kto te zabawki chce, które świetlice, jakie miejsca. Wśród nich była Wędka z Torunia prowadzona przez Wojtka Przybysza. Wojtek uznał, że każdemu dziecku w Toruniu można dać Fajniaka, więc teraz 30 tysięcy Fajniaków jedzie do Torunia, a 7 tysięcy do POCIECHY. Do czego zmierzam: można dostać pięćdziesiąt albo nawet sto maili dziennie. Chodzi o to, aby nie zbagatelizować tego maila, który zawiera okazję. Trzeba ją wykorzystać.
Jeszcze inna okoliczność dla sieciowania przydatnego w fundraisingu to spotkania z biznesem. Mamy takie firmy, które nas wspierają. Same do nas piszą i oferują swoją pomoc. Aby podziękować pani prezes Fundacji Pociecha i ja idziemy spotkać się z prezesami firm, które nam pomogły. Podczas takich rozmów bardzo wiele można się dowiedzieć i pojawiają się ciekawe tematy – kolejne szanse do wykorzystania, okazje i ludzie do zsiecowania. Na przykład, byłyśmy w firmie pracującej w IT i tam nam zaproponowano kontakt do innej fundacji, takiej, która organizuje zajęcia z programowania i robotyki. Spotkaliśmy się z nimi i okazało się, że już mają grant dla dzieci powyżej 13. roku życia, które mogą darmowo korzystać z organizowanych przez nich zajęć. Szukaliśmy jeszcze odpowiedzi na to co zrobić z tymi młodszymi dziećmi. Szybko ją dostałam, bo zadzwonił indywidualny darczyńca do pani prezes naszej Fundacji, zapytał o to co robimy. Pani Prezes przedstawiła wszystkie nasze działania po czym dostaliśmy przelew na 12 000zł. To było na ciepłe posiłki i wsparcie właśnie tych kompetencji dzieci. I tym sposobem od ostatniej środy września mamy uruchomione zajęcia z programowania i robotyki właśnie dla tej młodszej wiekowo grupy. A kiedy poszłyśmy niedawno do kolejnego darczyńcy, też aby podziękować, to opowiedziałyśmy mu o tej sytuacji. On odparł, że może zaoferować coś podobnego, co prawda nie we Wrocławiu, ale w Jeleniej Górze. Tam na razie nie mamy świetlicy, ale ostatnio spotykaliśmy się z kierownikami dwóch takich placówek z tamtego regionu i jesteśmy na etapie dopracowywania współpracy.
Warto też przyglądać się informacjom z naszego osobistego życia. To też może być element sieciowania. Rozpoczął się rok szkolny, wychowawczyni mojej córki poinformowała rodziców, że jedno z dzieci trafiło do domu dziecka, pobliskiego zresztą, blisko naszego miejsca zamieszkania. Na spotkaniu zespołu Fundacji jednogłośnie uznaliśmy, że obejmiemy ten dom dziecka wsparciem. Równolegle rozmawiałam z koleżanką która pracuje w radiu. Rozmawiałyśmy o tym, co ja robię, o mojej pracy. Tak jej się podobał fundraising na projekty, których beneficjentem są dzieci, że postanowiła sama zrobić taką akcję u siebie w rozgłośni. Zebrała dwa kartony wyprawek szkolnych, w tym bardzo porządnych plecaków. Nasza Fundacja już zawiozła te wszystkie wyprawki do tego domu dziecka, o którym wspomniałam wcześniej.
Z tych opowieści zawodowych na pewno możemy wysnuć jakąś definicję sieciowania.
Moja definicja jest taka, że jest to wykorzystywanie okazji do czynienia dobra. Widzę to tak, że nigdy nie wiadomo która znajomość, który kontakt, która informacja i z którego źródła zadziała. Trzeba iść i być otwartym, prowadzić fundraising, ale właśnie korzystając z możliwości, jakie czasami pojawiają się same. Czasami też nie warto robić sobie założeń i składać sobie samemu obietnic takich jak na przykład „na pewno wyjdę z tego spotkania z 20 tysiącami złotych”. Mogę dostać propozycję czegoś innego, o wiele bardziej wartościowego. Przed spotkaniem jeszcze tego nie wiem.
No właśnie. Jak wyciągać w sposób świadomy korzyści z sieciowania? Oczywiście sieciowania w kontekście fundraisingu. W procesach, jakie opisujesz, jest często dużo przypadku. Twoja zręczność polega na łączeniu różnych wątków, kojarzenia ze sobą okoliczności. Jest to przedsiębiorczość, bo zamieniasz szanse na zyski. Czy znasz jednak jakieś metody, dzięki którym sieciowanie w służbie fundraisingu można by robić w sposób bardziej planowy?
Nie zawsze wiem, co zrobić z danym kontaktem czy okolicznością. Dlatego rozmawiam ze swoim zespołem o tym, kogo poznałam i jakie szanse się pojawiają. Często wspólnie dochodzimy do jakichś udanych połączeń pomiędzy darczyńcami, a obdarowanymi, bo razem wiemy więcej.
Czy siecowania można się nauczyć?
Do siecowania, a już szczególnie takiego, które ma wspomagać fundraising, trzeba mieć pewne predyspozycje. Introwertykom może być nieco trudniej. Kluczowa jest otwartość na ludzi. Ale też zdolność do wychodzenia z własnej strefy komfortu. Nie zawsze lubimy dzwonić do ludzi bo nie wiemy, jak oni zareagują. Nie wiemy, czy nasze spotkanie z kimś twarzą w twarz będzie owocne, może być przecież tak, że ktoś nam da do zrozumienia, że wcale mu nie zależy na rozmowie. Trzeba nauczyć się pływać w tym obszarze. Moja odpowiedź na takie wątpliwości jest taka, że po prostu ufam, że w danej sytuacji sobie poradzę i znajdę rozwiązanie.
Czym różni się od siebie działanie w sieciach formalnych i nieformalnych?
Sposób działania jest bardzo podobny. Nie widzę większych różnic.
A jak zorganizować spotkanie, które mogłoby pomóc w sieciowaniu?
To, co chcemy robić przede wszystkim w naszej Fundacji to systemowe wspieranie świetlic środowiskowych. Wspieramy siedem świetlic rozsianych po całej Polsce. Przy okazji naszej wakacyjnej akcji, zbierania środków na letnie turnusy socjoterapeutyczne, zorganizowaliśmy spotkanie wszystkich kierowników tych świetlic. To też była okazja do siecowania, bo zależało nam na tym, aby kierownicy zobaczyli jak funkcjonują inne placówki. Co robią, że udają im się ich działania, skąd mają granty albo jak organizują różne zajęcia popołudniowe i skąd biorą na to środki. To jest jeden z potencjalnych pomysłów na to, jak można stwarzać okazję do sieciowania. Widzę, że spotkanie się ze sobą twarzą w twarz kilku osób, które mogą ze sobą porozmawiać i zobaczyć się na żywo, przynosi efekty. No ale oczywiście, to, czy one potem się do siebie odezwą zależy już od ich przedsiębiorczości. Oczywiście, świetne siecowanie można zrobić też przy okazji szkolenia. Na przykład na CFR. Kiedy ja byłam na tym kursie to szukałam tam ludzi, którzy byli z mojego miasta, albo takich, którzy zajmowali się podobnym profilem działania, co ja. Dzięki temu mogę wymieniać się doświadczeniami i informacjami, moja sieć się powiększyła.