Fundaiser jako odpowiedzialny przywódca

– Jako ludzie pracujący w organizacjach pozarządowych, mamy do odegrania naprawdę kluczową rolę w kwestii opartego na wartościach przywództwa i transformacji społeczeństwa – przekonuje Natalia Wiewióra, członkini PSF w rozmowie z Magdaleną Tyrałą.

Magdalena Tyrała, Polskie Stowarzyszenie Fundraisingu: Natalia, dużo u ciebie zmian w ostatnim czasie. Czym obecnie się zajmujesz?

– Natalia Wiewióra, członkini PSF: – Jestem coachem, trenerem i mówcą motywacyjnym Maxwell Leadership Certified Team, międzynarodowej organizacji wywodzącej się ze Stanów Zjednoczonych. Ponieważ jestem także fundraiserem i trenerem fundraisingu, chciałabym szkolić. Chciałabym dobre wartości, które proponuje Maxwell Leadership, przenieść na grunt organizacji pozarządowych. Te wartości częściowo są już zakorzenione w trzecim sektorze, ale chciałabym wyjść do organizacji pozarządowych ze szkoleniami dotyczącymi budowania zespołów, współpracy, komunikacji z otoczeniem, budowania wizerunku. Myślę o tym, by założyć własną firmę i zrealizować swoje cele.

– Chciałabym też pomagać młodzieży, a także pójść w stronę kobiet, ich przywództwa. Uważam, że to bardzo ważna kwestia, abyśmy my, kobiety, odkryły naszą siłę, nasz potencjał a – co za tym idzie – naszą wartość. Bardzo chciałabym pomagać kobietom, pokazywać im piękno kobiecości, ich tożsamości. Widzę, że mamy z nią coraz większy problem, w związku z różnymi trudnymi doświadczeniami, przez które przechodzimy oraz z zadaniami, które przed sobą stawiamy.

– Jakiś czas temu rozstałam się z fundacją, której pomagałam. Obecnie nie jestem fundraiserem na etacie, ale mam nadzieję, że lada moment znajdę przestrzeń do działania, bo fundraising to coś, co mnie zwyczajnie fascynuje. Fundraising to dla mnie łącznie ludzi, którzy chcą pomagać z tymi, którzy tego potrzebują. Nie ma dla mnie nic piękniejszego, niż skontaktowanie się z darczyńcą, by poinformować go, ile się zmieniło dzięki temu, że on wsparł daną organizację.

Dlaczego zainteresowałaś się Maxwell Leadership?

– Przede wszystkim zafascynowała mnie osoba Johna C. Maxwella, to czego i w jaki sposób naucza. Maxwell Leadership jest organizacją międzynarodową, działającą na całym świecie. Jesteśmy w kilku krajach w Europie, w tym w Polsce, Rumunii, Hiszpanii i Francji. W ramach działań prowadzimy na przykład inicjatywę – Global Youth Initiative. W tej organizacji są zrzeszeni ludzie biznesu, osoby, które mają własne firmy, są coachowie i mówcy. Wszyscy w ramach tej inicjatywy prowadzimy dwa razy do roku przez miesiąc – w kwietniu i w październiku – działania dla młodzieży. Idziemy do szkół i prowadzimy w nich zupełnie za darmo warsztaty z przywództwa dla młodzieży. Bardzo to sobie cenię, bo jak wspomniałam młodzież to drugi obszar, który chciałabym wspierać.

– John Maxwell, oprócz organizacji, stworzył też fundację, która skupia się na kształtowaniu liderów na całym świecie. Pół roku temu podpisany został w Rwandzie list intencyjny, dzięki któremu do podstawy programowej państwowych szkół w tym kraju wejdzie program iLead. Dzieci z Rwandy przez trzy lata będą uczyć się przywództwa opartego na wartościach. W zeszłym roku z taką inicjatywą 150 trenerów pojechało na Dominikanę, w tym roku w grudniu planowana jest transformacja narodów w Papui Nowej Gwinei. Wszystko to zaczęło się od działań w Gwatemali, Paragwaju i na Kostaryce. Dla mnie to jest niesamowite, że właśnie w Rwandzie – kraju tak bardzo doświadczonym cierpieniem, w którym w masakrze zginęło ponad milion osób, dzieci będą uczyły się przywództwa opartego na wartościach, na docenianiu drugiego człowieka i jego potencjału. Mamy dziś kryzys wartości i to widać chociażby patrząc na młodzież, która jest coraz bardziej zagubiona. Mamy coraz większy dostęp do technologii, ale jednak wskaźnik depresji i samobójstw wśród młodzieży przeraża, liczba samookaleczeń daje do myślenia i alarmuje.

– Jestem członkiem Towarzystwa Terapii Dialektyczno-Behawioralnej, jeśli się uda, chcę w tym roku rozpocząć roczny kurs tej terapii. Chciałabym skupić się na działaniach wspierających młodzież. Widzę, jak bardzo jest to teraz ważne, szczególnie w sytuacji, gdy polska psychiatria kuleje, gdy dzieci nie mają gdzie udać się po pomoc. W chwili, gdy mamy do czynienia z dużym kryzysem rodziny, z kryzysem wartości, to wszystko wygląda naprawdę źle. Zwłaszcza po pandemii, podczas której dostęp do pomocy był mocno utrudniony. Polska jest drugim krajem pod względem liczby samobójstw wśród młodzieży w Europie. To czas, by się zatrzymać i pomyśleć, co się dzieje i co można z tym zrobić?

– John Maxwell uczy, i jest mi to bardzo bliskie, że wszystko powstaje i upada ze względu na przywództwo, a zmiana zaczyna się ode mnie. Najpierw sam muszę się stać człowiekiem świadomym moich mocnych stron, zdolności, potencjału, ale też słabości, ograniczeń, błędnego myślenia i dopiero wtedy mogę dowartościować innych, pomóc im w ich rozwoju i pokazać ludziom, że mi na nich zależy. Dodawanie wartości ludziom to – moim zdaniem – podstawa naszego działania. Czasami jest tak, że człowiek nie widzi swojej wartości. Jest tak potrzaskany przez życie, że sądzi, że jest nikim, że nic nie znaczy i że nie ma przed nim żadnej przyszłości. Myślę, że jest to podstawowy problem współczesnych młodych ludzi, ale też i nas dorosłych. Maxwell Leadership jest przestrzenią wzrostu nie tylko dla mnie, ale dzięki temu, że ja wrastam, ja się zmieniam, oddziałuję również na innych. W MLCT spotykam trenerów, coachów, ludzi którzy mają kawałek życia już za sobą, mają ogromne pieniądze na koncie, ogromne sukcesy, ale w pewnym momencie swojego życia zauważyli, że pieniądze to nie wszystko, że potrzebujemy innych, żeby żyć, rozwijać się i wzrastać. Nikt nie jest przecież samotną wyspą.

Jak Maxwell Leadership łączysz z trzecim sektorem?

– Dla mnie Maxwell Leadership bardzo pasuje do organizacji pozarządowych, bo w NGO też chcemy zmieniać świat. W zależności od profilu działania, też wpływamy na życie jednostki i robiąc to wszystko kierujemy się właśnie wartościami, które są dla nas ważne. Zajmując się na przykład dziećmi niepełnosprawnymi wpływamy na ich życie, szukamy dla nich pomocy, darczyńców, którzy wesprą te działania. Te wartości, które Maxwell prezentuje trzeba przenieść na trzeci sektor albo raczej pomóc im wybrzmieć z pełną mocą.
Co jest dla ciebie najważniejsze w fundraisingu?

– Chyba przede wszystkim to, by działać w zgodzie z tym, co ma się w sercu. Kiedy rozmawiam z fundraiserami, którzy proszą mnie o radę, zawsze pytam ich, dlaczego robią to, co robią? Jeżeli ktoś działa w organizacji, ale prosząc darczyńców o wsparcie myśli, że jego cel w prawdzie jest ważny, ale ważniejsze dla niego jest to, że w schronisku cierpią zwierzęta, to powinien zastanowić się, czy nie lepiej mu będzie związać się z organizacją, której misja jest mu bliższa. Dopiero wtedy przekona ludzi do jej wsparcia, bo działanie będzie płynęło z serca. Ktoś, kto nie jest przekonany, nie przekona nikogo innego.

– Praca fundraisera polega na łączeniu mnóstwa umiejętności – wiedzy z zakresu marketingu, public relations czy zarządzania. Musisz też mieć lekkie pióro, by utrzymywać relacje z darczyńcami, informować o planowanych działaniach i tym, co udało się zrobić, a przede wszystkim, by wyrazić wdzięczność za wsparcie. Jednak niezwykle ważna jest tu ta przestrzeń serca, bo jeśli działam w organizacji, której misja jest tym, co dla mnie najważniejsze, to będę skuteczna. Jeżeli działam w organizacji, której misji tak do końca nie czuję i nie rozumiem, to nic z tego nie będzie.

– Bardzo ważne jest również budowanie zespołu, bo fundraising to sport zespołowy. Jeżeli fundraiser jest sam, nie ma z kim dzielić się rodzącymi się pomysłami i wątpliwościami, i non stop ściera się z zarządem, który ma oczekiwania, że on zaraz przyniesie do organizacji miliony, a w tych jego działaniach nie uczestniczy nikt inny, to zwyczajnie się to nie uda. Dlatego potrzebujemy współpracy, wzajemnego zrozumienia i wspólnej wizji. Organizacja, w której jestem, czyli Maxwell Leadership, pomaga mi w odkrywaniu tego i chcę to pokazać zespołom w fundacjach – jak wspólnie działać, jak opierać się na swoich mocnych stronach? Dopiero wtedy można osiągnąć więcej.

Jak odnaleźć swoje mocne strony, by móc się na nich wesprzeć i osiągać więcej?

– W moim przypadku skuteczny okazał się test Gallupa. Dzięki niemu zobaczyłam, jakie jest moje top pięć. Zobaczyłam moje przestrzenie, w których jestem naprawdę dobra i które mogę rozwijać. W zespołach z kolei ważne jest to, by się dobrze poznać i dobrze podzielić pracę, by skuteczniej działać. Bardzo ważne jest otwarcie na drugą osobę. Czasami czyjeś działanie bierzemy za złą wolę, nie rozmawiamy o tym, by to wyjaśnić i tak się tworzą konflikty. Dobrze jest się spotkać, zrozumieć drugą stronę, jej przestrzeń działań, jej argumenty i wziąć je pod uwagę. Trzeba nauczyć się współpracować a nie konkurować ze sobą, by realizować wspólną misję. W trzecim sektorze brakuje dobrze sprecyzowanej i wspólnej wizji i jest mało osób, które potrafią coś o niej powiedzieć.

Czym jest wizja w organizacji?

Wizja to obraz przyszłości, którą chce się stworzyć. Obraz tego, do czego się dąży. Jeśli nie wiecie, do czego dążycie, to daleko nie zajdziecie. Oprócz tej wizji, czyli rzeczywistości, którą chcecie zobaczyć za pięć lat, musicie mieć strategię, czyli plan działania, co i jak chcecie zrobić, by ta wizja rzeczywistości stała się faktem. W fundacjach często nie ma ani jednego, ani drugiego. Pojawia się grant, staramy się o niego i tworzymy pod niego projekt, zamiast tworzyć projekty, które chcielibyśmy realizować i dopiero szukać odpowiednich konkursów. Ja nie mam nic przeciwko grantom, piszmy je, pozyskujmy z nich środki, ale niech nie będą głównym źródłem finansowania.

– Kiedy brałam udział w Zawodowym Kursie Fundraisera uczono nas, że ważna jest dywersyfikacja źródeł finansowania, czyli takie zróżnicowanie, które zapewni stabilizację organizacji – jak cztery nogi krzesła, na którym się siedzi. W pełni się z tym zgadzam. Pisanie wniosków grantowych to udział w konkursie – raz uda się pozyskać finansowanie, innym razem nie. Nie można więc oprzeć rozwoju organizacji tylko na pisaniu wniosków. Potrzebne jest budowanie relacji z darczyńcami indywidualnymi, relacji z biznesem czy prowadzenie działalności gospodarczej

Jak przekładasz budowanie przywództwa opartego na wartościach na działanie trzeciego sektora?

– Im dłużej słucham Johna, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to, czego naucza, jest tożsame z tym, co my jako przedstawiciele trzeciego sektora nosimy w sobie. Każda z organizacji pozarządowych ma swoją misję, tę jedyną, wyjątkową przyczynę swojego istnienia. Jesteśmy, bo odpowiedzieliśmy na potrzebę, jaką dostrzegliśmy. Jesteśmy, bo chcemy zmieniać rzeczywistość, która nas otacza. Nie działamy dla zysku. Nie rozwijamy naszych organizacji dla nas samych. I to, co robimy opiera się właśnie na wartościach, które w sobie nosimy.

– Te wartości są fundamentem, są czymś, co nie zmienia się w miarę upływu czasu, gdy wszystko wokół nas wydaje się zmieniać. Chcę pomagać organizacjom pozarządowym dostrzegać właśnie ten ich niesamowity potencjał, który każda z nich w sobie ma. Pomagać im lepiej komunikować te wartości na zewnątrz i w ten sposób budować kapitał społeczny organizacji. Każda organizacja powinna się rozwijać w obszarze trzech kapitałów: ludzkiego, społecznego i materialnego. Kapitał ludzki, to zespół fundacji. Kapitał społeczny to jej wizerunek w środowisku, w którym funkcjonuje, jej rozpoznawalność, partnerstwa. Kapitał materialny to między innymi zasoby finansowe, dzięki którym organizacja może działać. Jeżeli w naszych organizacjach nauczymy się tego, jak komunikować na zewnątrz wartości jakimi kierujemy się w naszej organizacji, będziemy w stanie gromadzić wokół siebie ludzi, którzy się z tymi wartościami utożsamiają, a co za tym idzie, robić jeszcze więcej niż dotychczas. Myślę, że jako ludzie pracujący w organizacjach pozarządowych mamy naprawdę do odegrania kluczową rolę w kwestii opartego na wartościach przywództwa i transformacji społeczeństwa.

W jaki sposób swoje umiejętności coacha, mówcy i trenera Maxwell Leadership wykorzystujesz do pracy w trzecim sektorze?

– Jestem trenerem fundraisingu i coachem Maxwell Leadership, zatem oprócz szkoleń oferuję fundraiserom coaching, spotkania jeden na jeden, podczas których rozmawiamy o celach, jakie dany fundraiser chce osiągnąć. Coaching zakłada, że wszystkie odpowiedzi osoby, która zwraca się z problemem, są w niej, tylko ona musi je w sobie odnaleźć, wypowiedzieć je przed kimś, by dojść do konkretnych wniosków. Coach jest dla tej osoby swego rodzaju lustrem i pokazuje jej pewne obszary, w których ta osoba doskonale wie, że może coś konkretnego zrobić, ale nie do końca sobie jeszcze to uświadamia. Ponieważ mam wiedzę z obszaru fundraisingu, mogę odpowiedzieć na pytanie, doradzić jakieś rozwiązanie. To jest ogromne wsparcie dla fundraisera, szczególnie, kiedy ktoś jest na początku swojej drogi. W przestrzeni coachingowej możesz swobodnie wyrażać swoje myśli, obawy. Wiesz, że nikt Cię nie oceni, nie skrytykuje. To bardzo ważne, by mieć taką przestrzeń.

Fantastycznie, że w taki sposób łączysz te dwa obszary.

– Marzę o tym, by kiedyś założyć własną fundację i ta wiedza z zakresu fundraisingu właśnie po to mi jest potrzebna. To, że teraz mogę pomagać innym fundraiserom jest dla mnie ogromną radością i źródłem satysfakcji. Jeśli z kolei chodzi o Maxwella, odkrywam niezwykłą wartość stołów transformacji i tę ideę też chciałabym przenieść na grunt organizacji pozarządowych.
Stoły transformacji, wyjaśnisz ideę?

– To projekt realizowany w kilku krajach na świecie, także w Polsce. Zakłada on spotkanie w małej grupie. Jest sześć takich spotkań, podczas których czytamy wspólnie tekst i dzielimy się tym, co z tego tekstu jest dla nas ważne, ale ze swojej perspektywy. Na każdy stół przypada jedna wartość, której dotyczy tekst i o niej rozmawiamy. Później oceniasz się – jak tę wartość realizuję w swoim życiu, czy ona jest dla mnie ważna, a jeżeli jest ważna, to dlaczego? Odpowiadasz sobie na pytania, na które często nie masz czasu, nie masz przestrzeni, by sobie je zadać. „Stoły” to przestrzeń, w której zaczynasz słyszeć, że ktoś ma podobne problemy jak ty, albo ma podobne doświadczenia, albo nagle ktoś mówi coś, a ty odkrywasz, że to jest odpowiedź na to, nad czym się zastanawiałaś i nie wiedziałaś, co z tym zrobić.

– W stołach transformacji najpiękniejsze jest to, że się spotykamy i ubogacamy się nawzajem, budując tym samym świadomość danej wartości. To tak samo jak z mocnymi stronami – jeśli wiesz, jakie masz, możesz je świadomie rozwijać. Jeśli skupiasz się na wartościach siedząc przy stołach, to również możesz świadomie działać, by te wartości realizować.

– Pod koniec każdego spotkania pada pytanie, co możesz zrobić, by ocena danej wartości była wyższa i do jakich działań się zobowiązujesz przez najbliższy tydzień. To motywuje cię do planowania konkretnych działań.
– Mieliśmy taki przypadek podczas „stołów”, że jedna osoba miała za zadanie zadzwonić do kogoś z kim dawno nie rozmawiała i okazało się, że to było niezwykle ważne. Zadzwoniła do tego kogoś akurat w takim momencie, gdy było to bardzo potrzebne, gdy ta osoba czuła się bardzo osamotniona. Dla mnie to jest niesamowite, że często nie zdajemy sobie sprawy, jak takie drobne rzeczy mogą pozytywnie wpływać na czyjeś życie. Jeśli my, pracując w trzecim sektorze, chcemy zmieniać świat, a działamy świadomie i wiemy, jakiej zmiany chcemy dokonać, możemy zrobić naprawdę dużo dobra. Najważniejsze jest, by nie robić nic chaotycznie, jak się „nawinie”, tylko planować cały proces.

Jak wygląda twoja współpraca z darczyńcami?

– Dla mnie to zawsze praca jeden na jeden. Jeżeli wiemy coś o darczyńcy – i tu przypomnę jak ważne jest robienie baz danych i notatek o każdym kontakcie -jesteśmy w stanie wypracować dobrą relację, na której powinien opierać się fundraising. Jestem bardzo relacyjna i pewnie dlatego tak dobrze czuję się w fundraisingu. Rozmowa z drugim człowiekiem, poznawanie nowych ludzi, napędza mnie do działań. Spotkanie z drugą osobą to spotkanie z żywą istotą, która ma swoje doświadczenia, emocje, która chce nas wesprzeć, bo jest jakiś wspólny obszar, który nas łączy, w którym możemy się skomunikować.

– Jeśli na sercu leży ci dobro zwierząt, pójdziesz jako darczyńca do organizacji prozwierzęcej. Jeśli z kolei na sercu leży ci dobro dzieci niepełnosprawnych, znajdziesz organizację zajmującą się właśnie nimi. Jednak często okazuje się, że to nie jest jedyna przestrzeń, która łączy nas z darczyńcami i to jest piękne. Jeżeli ta relacja się rozwija, pojawia się dużo innych wspólnych przestrzeni. Najważniejsze, co możemy zrobić, to otworzyć się na ludzi i poznawać ich punkt widzenia. Dbanie o te relacje jest tak samo ważne jak ich nawiązywanie.

– Otrzymałam kiedyś przepiękny list od darczyńcy z podziękowaniami, że pomyśleliśmy o niej. Wysłaliśmy jej życzenia na imieniny bez prośby o wsparcie. Tak po prostu, dla niej. Bardzo ją tym wzruszyliśmy. To było niesamowite i takie chwile trzeba kolekcjonować. Przede wszystkim chodzi o ludzi, o to, by wprowadzać pozytywne zmiany w ich życiu. I tu nie mam na myśli tylko beneficjentów naszych działań, ale właśnie darczyńców. To jest takie wnoszenie światła do czyjegoś życia. Często nie wiemy, z czym dana osoba, którą prosimy o wsparcie się zmaga i możesz być, fundraiserze, jedyną osobą, która się do niej akurat wtedy odezwie i wywoła uśmiech na jej twarzy. To są najpiękniejsze momenty w tej pracy.

Jak zaczęła się twoja przygoda z Maxwell Leadership?

– Poznałam Johna Maxwella w 2016 roku. Bardzo chciałam pojechać na konferencję Global Leadership Summit, ale z przyczyn osobistych nie mogłam. Wtedy zobaczyłam wśród prelegentów właśnie Maxwella, kupiłam jego książkę „Świadome życie”, a to diametralnie zmieniło mój punkt widzenia na wiele spraw. Każdemu fundraiserowi mogę z kolei polecić książkę Johna Maxwella „Zmieniaj swój świat”. Wydana została w trakcie trwania pandemii Covid-19 porusza zagadnienie transformacji. Myślę, że dla wielu może być inspiracją.

– Transformacja zaczyna się ode mnie, od mojej świadomości i od mojej przemiany. To jest to, co powiedział Mahatma Gandhi – pierwszą rzeczą jaką należy zmienić jesteśmy my sami. Jeśli jesteśmy z kimś w konflikcie, to to od czego powinniśmy zacząć, by dążyć do porozumienia, to właśnie my sami. Powinniśmy zastanowić się, gdzie my zrobiliśmy błąd, że doszło do danej sytuacji, co my powinniśmy zmienić w nas samych, zamiast pokazywać placem i mówić, że to ta druga osoba powinna się zmienić. Maxwell we wspomnianej książce przytacza historię molestowanego w dzieciństwie Briana Jared’a i cytuje jego wypowiedź, że, gdy połączą się przeszłość, ból i pasja, wtedy odnajdziesz ten idealny punkt, cudowny cel w twoim życiu. To, czego doświadczył Jared sprawiło, że zaczął prowadzić ranczo, na które trafiają dzieci po doświadczeniach molestowania seksualnego, a on i jego współpracownicy pomagają im wyjść z tej traumy. Obecnie takich placówek jest już kilka. On wykorzystał swój największy dramat, swoją największą traumę, która mogła go na zawsze zniszczyć i pokazał, że właśnie ta jego największa rana stała się dla niego największą siłą do budowania czegoś niesamowitego – stworzył fundację i ośrodki wspierające osoby tak jak on molestowane seksualnie. Myślę, że wiele fundacji powstało z czyjegoś bólu, czyjejś rany i to może naprawdę przemieniać życie innych ludzi, bo to jest autentyczne. Prosto z serca.

– Moim największym marzeniem jest, poza własną firmą, założyć fundację, która pomoże młodym ludziom, którzy się samookaleczają, są w głębokiej depresji, nie widzą sensu życia. Chcę pomóc im z tego wychodzić. Najpierw jednak chcę ukończyć kurs terapii dialektyczno-behawioralnej, aby móc prowadzić treningi umiejętności w ramach swojej pracy. Chciałabym tez skończyć czteroletnią szkołę psychoterapii poznawczo-behawioralnej, by móc pomagać ludziom nie tylko jako coach czy trener, ale na znacznie głębszym poziomie. Chcę pomagać ludziom wychodzić z mroku, pokazywać im, że za tą burzą, przez którą przechodzą, jest słońce, że to czego doświadczają może pomóc im odkryć w sobie siłę. Kiedy człowiek doświadcza trudności często sam nie jest w stanie zobaczyć niczego poza nimi. W takich właśnie chwilach potrzebujemy mieć obok siebie kogoś, kto będzie nam towarzyszył.

– Maxwell Leadership to dla mnie przestrzeń do budowania relacji z ludźmi biznesu, z ludźmi którzy mają za sobą doświadczenie budowania swoich firm. Te relacje mogę oczywiście przełożyć na pracę fundraisera i to nie tylko jako relacje z ludźmi, którzy mogą stać się potencjalnymi darczyńcami, ale z ludźmi, którzy mogą mi doradzić, jak skuteczniej działać. A spotykam tam naprawdę niezwykłych ludzi, którzy noszą w sercu innych i chcą budować przywództwo oparte na wartościach, gdzie człowiek jest w centrum.

 

Czym jest przywództwo oparte na wartościach?

– W trakcie konferencji certyfikacyjnej John zawsze mówi: „Jesteśmy ludźmi wartości, którzy cenią innych i dodają im wartości. Wszystko, co robimy musi być zgodne z tym standardem”. Zasady są czymś co przychodzi z zewnątrz. Na przykład kiedy idziesz na kurs prawa jazdy uczysz się zasad, jakie panują na drodze i których musisz przestrzegać. Wartości natomiast są czymś wewnętrznym. Wartości, jakimi się kierujemy pomagają nam nie tylko lepiej żyć, ale również pozostać wiernymi sobie. Przywództwo oparte na wartościach kieruje się właśnie tym, co dla nas samych jest najważniejsze. Kiedy John Maxwell ukończył College zapytał swojego ojca, jakiej najlepszej rady mógłby mu udzielić na początku jego zawodowej kariery. Ten odpowiedział, że jeśli chce naprawdę, by jego praca miała znaczenie musi robić trzy rzeczy: wierzyć w ludzi, cenić ludzi i bezwarunkowo ich kochać. Dla mnie to jest kwintesencja przywództwa opartego na wartościach.

– Jeśli wierzysz w ludzi, dajesz im przestrzeń do działania i odkrywania swojego potencjału. Jeśli cenisz ludzi, dodajesz im wartości i tym samym pomagasz im wzrastać. Jeśli bezwarunkowo ich kochasz, również pomagasz im się rozwijać. Bo widzisz, kiedy oceniasz ludzi, nie masz czasu ich kochać. Dopiero kiedy nawiązujesz z drugim człowiekiem relację, kiedy ten człowiek widzi, że przyjmujesz go takim jakim jest, kiedy pozwalasz mu poczuć się obok Ciebie bezpiecznie i kiedy ten drugi człowiek może stanąć obok Ciebie właśnie takim jakim jest – dopiero wtedy może odkrywać swoją wartość i rozwijać swój potencjał, dostrzec w sobie to, czego nigdy nie widział albo nawet nie przypuszczał, że w sobie nosi.

– Ważne jest, by bardziej wierzyć w wielkość potencjału ludzi, niż oni we własne ograniczenia. Sama mam takie doświadczenie, że w chwili kiedy było mi bardzo trudno, kiedy wiele rzeczy w moim życiu się waliło i ciężko było mi dostrzec w sobie jakąkolwiek siłę czy wartość, właśnie wtedy zadzwoniła do mnie Iwona Polkowska, która jest prezydentem Maxwell Leadership Certified Team Poland i to była jedna z najważniejszych i najpiękniejszych rozmów w moim życiu. W pewnym momencie Iwona powiedziała do mnie, że jeśli ja nie potrafię zobaczyć swojej wartości i potencjału, to żebym pożyczyła sobie jej wiarę we mnie. I to był dla moment przełomu. Te słowa przez wiele następnych tygodni były dla mnie ogromnym oparciem i siłą w chwilach zwątpienia – ktoś uwierzył we mnie, zanim ja byłam w stanie to zrobić. To jest dla mnie najpiękniejszy przykład osoby żyjącej zgodnie z tym, co głosi i przywództwa opartego na wartościach.

– Wizja, to jest to o czym mówisz, natomiast kultura to jest to, co widzisz u drugiej osoby. Ona jest wizualizacją twoich wartości w oczach innych osób. Podstawowe pytanie brzmi czy to jest spójne, czy to co mówisz i to jak postępujesz się ze sobą nie kłóci. A zatem w Maxwell Leadership ważne jest by być spójnym w swoich działaniach i wartościach, jakie reprezentujesz, by doceniać i szanować innych ludzi, by przekraczać oczekiwania, czyli nie robić tylko tego, co jest od ciebie wymagane, tylko więcej. To jest nasze DNA.

– Między docenianiem a manipulacją jest bardzo cienka granica. Dlatego w Maxwell Leadership stawia się tak duży nacisk na spójność – by to, co mówisz pokrywało się z tym, co robisz. Dla mnie ważne jest budowanie innych dla nich samych, nie ma większej radości, gdy ktoś do mnie wraca i mówi, że dziękuje, bo w jego życiu zmieniło się kilka rzeczy. Moją misją jest budowanie innych, budowanie szczególnie młodych ludzi, a jest co robić, bo mamy mocno zachwiane poczucie własnej wartości. Chcę mówić ludziom, że przejdą swoje kryzysy, a dzięki nim odkryją w sobie inne umiejętności i siłę, bo życie naprawdę warte jest przeżycia. To co odkryłam i co mi pomaga w fundraisingu, to to, że nieważne jest, w którym miejscu jesteś – czy dopiero się uczysz, czy już masz duże umiejętności i doświadczenie. Jeśli czujesz pasję do tego, co robisz, jeżeli masz serce do tego co robisz, to ludzie to zobaczą i pójdą za Tobą. Jeśli zatrzymamy się na trudnościach, które są przed nami to nie osiągniemy niczego. Jeśli jednak potraktujemy te trudności jako wyzwanie, które przed nami stoi, zbudujemy w sobie siłę, która może sprawić, że zaczniemy pomagać innym i inni będą z nas czerpać inspirację.

– Tak naprawdę nie wiesz, jaki masz wpływ na drugiego człowieka. Mnie się wiedza wyniesiona z Maxwell Leadership pięknie komponuje z pracą w fundraisingu. Uwielbiam pracę z ludźmi, bo to jest moja przestrzeń, w której, mam nadzieję, będę do końca moich dni.

Czym jest przywództwo?

– Przywództwo to wpływ, nic więcej, nic mniej – jak mówi John. Zatem, jeśli ty masz na kogoś wpływ, jesteś liderem. Jeżeli wpływasz na ludzi ze swojego środowiska, jeśli inspirujesz innych do działania, jeżeli oni widzą w tobie przykład, to jesteś przywódcą. Matka czy ojciec może być liderem dla swoich dzieci. Przywódcą możesz być także w swojej organizacji i to na różnych poziomach, niekoniecznie będąc prezesem. Przywództwo oparte na wartościach, to nie jest pozycja. Jeśli jesteś prezesem, to pełnisz taką funkcję, ale niekoniecznie idzie za tym autorytet i zasoby. Jeżeli rozwijasz w sobie tę świadomość wartości innych osób, to dostrzegasz więcej możliwości. Maxwell mówi, żeby każdej osobie, którą się spotka, dawać ocenę – 10 w skali od 1 do 10. I faktycznie, jeśli traktujesz ludzi lepiej, niż podejrzewasz, jakimi są ludźmi, to pobudzasz ich do tego, by stawali się takimi, jakich chcesz ich zobaczyć. Wydobywasz z nich to dobro, którego czasami oni sami sobie nie uświadamiają, że w nich drzemie.

– Moje motto brzmi – ludziom nie zależy na tym, ile wiesz, dopóki się nie dowiedzą, jak bardzo ci na nich zależy. I to jest dla mnie najpiękniejsze i w fundraisingu, i w mojej organizacji – że człowiek jest absolutnie na pierwszym miejscu.

Jak zaczęła się twoja przygoda z Polskim Stowarzyszeniem Fundraisingu?

– Moja przygoda z PSF zaczęła się paradoksalnie, dzięki pandemii. Fundraising fascynował mnie od dawna, ale wcześniej nie miałam możliwości, by poświęcić czas na pójście na półroczny zawodowy kurs. Czas lockdownu był dla mnie takim momentem zatrzymania, głębszej refleksji nad tym, co dla mnie ważne. Napisałam więc do PSF-u maila z zapytaniem o kurs i okazało się, że właśnie za kilka dni mają ruszyć zapisy, więc postanowiłam spełnić to marzenie.

Co daje ci członkostwo w PSF-ie?

– Kurs CFR i członkostwo w PSFie pozwoliło mi poznać wiele wartościowych osób, działających w sektorze pozarządowym w organizacjach o zupełnie różnych misjach, zajmujących się różnymi obszarami działalności od hospicjów, przez organizacje działające na rzecz dzieci czy zwierząt aż po te zajmujące się promocją kultury. Dzięki temu mogę czerpać z doświadczeń innych, dzielić się informacjami, nowymi pomysłami i szukać tych przestrzeni, w których możemy podejmować wspólne działania.